TRZEBA BY WYJŚĆ Z PSEM-POLSKI
Dramat „Trzeba by wyjść z psem” opowiada o młodym mężczyźnie w terminalnej fazie choroby, który przed śmiercią postanawia naprawić błędy, jakie popełnił w życiu, a więc zatroszczyć się o osoby, na jakich najbardziej mu zależy; o ojca, z którym nigdy nie mógł się dogadać, o byłą dziewczynę, którą zostawił bez słowa i o psa. Tymczasem, w tym samym dniu, ojciec wyznaje mu, że nigdy nie kochał jego matki, a jego była dziewczyna, że rozpoczęła nowe życie z żonatym mężczyzną. W tym momencie bohater dramatu przestaje wierzyć w powodzenie swojej misji
ROK PREMIERY: 2012
LICZBA POSTACI ZENSKICH: 1
LICZBA POSTACI MESKICH: 2
PRAWA AUTORSKIE: Wszystkie prawa zachowane
PRZEKLAD Z JEZYKA CHORWACKIEGO: Gabriela Abrasowicz & Berenika Nikodemska
Postaci:
Mężczyzna, 36 lat
Ojciec, 78 lat
Kobieta, 35 lat
Mężczyzna stoi pod wiatą. Stoi, nic nie mówi. Pali. Nagle.
Mężczyzna: Zacznijmy od niego. Niech będzie. Może dlatego, że już nie żyje. Albo dlatego, że tego ranka wziął psa i długo z nim spacerował po mieście. Bolała go noga, ale nieważne, trzeba było wyjść z psem. Może po drodze też sobie rozmyślał, kiedy tak spacerował, może o tym, czy życie jest warte więcej, kiedy można o nim opowiedzieć. Później tego dnia, kiedy stał pod wiatą, wiedział, że wydarzyło się coś złego, ale nie mógł już sobie przypomnieć, co.
Kto wie, czy to się wtedy w ogóle wydarzyło. Wszystko, co znajdowało się wokół niego, z jednej i z drugiej strony ulicy, kroki, które słyszał i które może usłyszy. A na tylnej metalowej ścianie tej wiaty ktoś napisał niebieskimi literami: wszyscy mają problemy, twoje są nieważne. Pracował w bibliotece, ten Mężczyzna. W szkole podstawowej. Co tydzień poranna zmiana, był koniec zimy. A my zaczęliśmy od niego, ponieważ zaczęliśmy od niego, tak po prostu. Kto wie, dlaczego zaczęliśmy od niego. Może dlatego, że miał psa, z którym trzeba było wyjść. Albo dlatego, że żaden smutek nie pomoże nam odnaleźć tego, co nie istnieje.
A ten Mężczyzna miał tylko jedną historię, tę samą dla każdego, kto pytał. Historię o jednym popołudniu w mieście, niecałe dwa miesiące przed tym, zanim go już nie było. Tak, dlatego zaczęliśmy od niego. Dlatego zaczęliśmy od tego mężczyzny pod dachem w deszczu, który jest tu obecny na tyle, na ile wcale go już nie ma.
Z drugiej strony przybiega Kobieta. Trzyma nad głową kurtkę, aby uchronić się przed deszczem. Staje obok Mężczyzny, który przez cały czas ją obserwuje. Wtedy również ona spogląda na niego.
Kobieta: Ja pierdolę.
Kobieta nagle zaczyna się śmiać. Mężczyzna patrzy na nią, po czym też zaczyna się śmiać; śmieją się oboje. Nagle ona przestaje. Wyciąga papierosa.
Kobieta: Masz…
Mężczyzna spogląda na nią.
Kobieta: Zapalniczkę.
Mężczyzna wyciąga zapalniczkę, odpala jej papierosa.
Po chwili.
Kobieta: I –
Mężczyzna (w tym samym czasie): Ja –
Kobieta: Ty pierwszy.
Mężczyzna: Dobrze, tak… Cześć.
Kobieta: Wiesz, nie jestem pewna, czy chce mi się z tobą gadać.
Po chwili.
Kobieta: Co?
Mężczyzna kręci głową.
Kobieta: Wyglądasz –
Mężczyzna: Jak.
Kobieta wzrusza ramionami.
Kobieta: Mam przerwę.
Mężczyzna: A.
Kobieta: Często staję tu, pod dachem. Kiedy mam przerwę.
Mężczyzna kiwa głową.
Kobieta: I ze wszystkich…
Mężczyzna: Tak.
Kobieta: Co, tak? Czy ty mnie śledzisz?
Mężczyzna kręci (przecząco) głową.
Kobieta (spokojniej): I ze wszystkich miejsc, proszę bardzo, ty.
Mężczyzna: Tak, widzisz. Tak.
Kobieta: Masakra.
Kobieta znowu zaczyna się śmiać.
Kobieta: Boże, ja… Wybacz, naprawdę… Dobrze wyglądasz.
Mężczyzna: Przemokłem.
Kobieta: Nie, nie… Deszcz.
Mężczyzna: Ty też.
Kobieta: Tak.
Po chwili.
Kobieta (pokazuje papierosa): Zgasł.
Mężczyzna: Tak.
Mężczyzna raz jeszcze odpala jej papierosa.
Kobieta: Nie powinnam, ale mówią, że niedobrze jest nagle rzucić.
Mężczyzna: Ale rzucasz.
Kobieta: Tak, chyba.
Po chwili.
Mężczyzna: Tak więc. Masz przerwę.
Kobieta (kiwa głową): Pracuję naprzeciwko, to nowa robota. Właściwie już trzy miesiące.
Mężczyzna: Nowe biuro?
Kobieta (kręci głową): Agencja turystyczna.
Po chwili.
Kobieta: Sprzedajemy bilety lotnicze. Ja sprzedaję, a inni latają, wszędzie, dookoła, schudłeś, zbytnio się nie zmieniłeś.
Mężczyzna: Ty też się za bardzo nie zmieniłaś.
Kobieta: Nie wiesz.
Mężczyzna: Nie. Jednak nie.
Kobieta: Nie, cha.
Mężczyzna kręci głową.
Kobieta: Kiedyś dużo płakałam, ale już nie mam czasu. Okej, żebyś wiedział, lepiej to brzmiało w mojej głowie, niż kiedy powiedziałam to na głos, w porządku?
Mężczyzna kiwa głową.
Po chwili.
Kobieta: Idę.
Mężczyzna: Tak.
Po chwili.
Kobieta: Co.
Mężczyzna: Nie, nie –
Kobieta: I tak to się zawsze kończy.
Mężczyzna: Jak?
Kobieta: Chujowo.
Kobieta znowu się śmieje.
Kobieta (śmiejąc się): Masakra.
Mężczyzna: Wcześniej nie byłaś taka rozmowna –
Kobieta: Co do chuja?
Mężczyzna: Masakra.
Po chwili.
Kobieta: A, tak. Kiedy jej nie było... Do zobaczenia.
Mężczyzna: Do zobaczenia, tak.
Po chwili.
Kobieta (nagle): Nie, serio, wszystko to. Co ty tu robisz?
Mężczyzna: Muszę kupić krawat.
Mężczyzna: Jaki krawat, tato.
Ojciec: Co tam mamroczesz?
Mężczyzna (głośniej): Pytam, jaki chcesz krawat?
Ojciec: Jaki, skąd mam wiedzieć jaki… Jakiś do garnituru.
Mężczyzna: Wiem, że do garnituru, ale –
Ojciec wskazuje na garnitur.
Ojciec: Do… Do tego… Myślałem o tym. Jakiś krawat by się do niego przydał, tak mi się wydaje.
Mężczyzna: Elegancki.
Ojciec: Tak.
Po chwili.
Mężczyzna: Przygotowałeś mowę?
Po chwili.
Ojciec: Schudłeś. Wiesz.
Mężczyzna: Nie.
Ojciec: Jesz coś? Dobrze ci gotuje?
Mężczyzna: Dobrze, tak.
Po chwili.
Ojciec: A gdzie ona jest, czemu jej nigdy nie ma.
Mężczyzna: Tato –
Ojciec: Czekaj, portfel.
Mężczyzna: Mam pieniądze.
Ojciec: Masz? Daj spokój –
Mężczyzna: Nie trzeba.
Ojciec: Wyglądasz inaczej.
Mężczyzna: Proszę?
Ojciec: Idź już po ten krawat, dobrze?
Mężczyzna: Powiedz.
Ojciec: Co mam ci powiedzieć, wieczorem wszyscy będą oczekiwać, że coś powiem. Coś z sensem, bo tak chyba trzeba. O sobie, potem jeszcze więcej o nich, głównie o nich. Słowa, bez przerwy, dlaczego miałbym przygotowywać mowę?
Mężczyzna: Nie musisz.
Ojciec: Idź, bojler już się grzeje. Idę się kąpać.
Po chwili.
Mężczyzna: Jak to inaczej… Jeśli wyglądam inaczej, to znaczy jak?
Ojciec: A, tak.
Po chwili.
Ojciec: Nie tak sobie ciebie wyobrażałem, cóż. Stary jestem, mogę więc powiedzieć, że nie tak.
Mężczyzna: Ale kiedy sobie wyobrażałeś?
Ojciec: Nie wiem, kiedyś. Kiedy byłeś mały… Nie wiem.
Mężczyzna (zmartwiony): Co się dzieje, tato.
Ojciec: Człowiek się zastanawia, musisz się zastanawiać, zawsze. Nawet pod koniec życia, musisz się zastanawiać.
Mężczyzna: Ale dlaczego musi.
Ojciec: Musisz, wtedy wiesz, że żyjesz.
Mężczyzna: Co to znaczy?
Po chwili.
Ojciec: To znaczy, że przyszedłeś za wcześnie.
Mężczyzna stoi przed drzwiami mieszkania ojca. Otrząsa z deszczu parasol, a następnie kurtkę.
Mężczyzna: Gdy tak stał przed drzwiami mieszkania, gdzie mieszka jego Ojciec, półtora godziny przed tym, kiedy rzeczywiście się to wydarzyło, Mężczyzna rozmyślał o tej Kobiecie, którą poznaliście. Ona zawsze kochała ptaki, a Mężczyzna o tym wiedział.
Przypomniał sobie, jak była smutna, kiedy pewnego poranka, wczesną wiosną, jakiś nieszczęsny wróbel wpadł na szybę ich okna, na balkonie, na piątym piętrze budynku, w którym mieszkali razem. Ptak widział coś przez okno, coś czemu nie mógł się oprzeć. Kobieta tego ptaka, tego wróbla, włożyła do pudełka po butach, a on wziął go i sznurkiem związał mu skrzydła, i powiesił na drzewie, żeby wyglądał tak, jakby latał.
Przy porannym wietrze ptak znowu wyglądał jak żywy, jakby w jego środku był jeszcze jeden taki ptak, tylko większy. Dlatego Mężczyzna dziwił się, kiedy widział jej łzy z powodu tego ptaka, który był martwy, ale już nie jest. A może ten Mężczyzna właściwie nigdy nie rozumiał kobiet.
Ojciec (zza drzwi): Nie rozumiem, kto to?
Mężczyzna: To ja.
Ojciec (zza drzwi): Jaki ja?
Mężczyzna (głośniej): To ja, tato.
Ojciec (zza drzwi): A po co?
Mężczyzna: Tato, proszę. Otwórz już drzwi.
Ojciec (zza drzwi): A ty tu skąd.
Mężczyzna: Wiesz, co jest dzisiaj.
Ojciec (szybko otwiera drzwi, ale nie odchodzi z progu): Nie pojawiła się.
Mężczyzna: Kto.
Ojciec: Ta krowa, pielęgniarka, nie ma jej. Dzwoniła, że złapało ją przeziębienie, ma zapalenie oskrzeli, kaszle.
Mężczyzna: Jest chora.
Ojciec: Na pewno nie przeze mnie.
Mężczyzna: Tato –
Ojciec: Pozwolę sobie powiedzieć.
Mężczyzna: Tak.
Ojciec: A kiedy przychodzi, tylko siedzi i gapi. Siedzi i gapi się. Proszę pana, czy myśli pan o śmierci, jakby mi coś innego pozostało. To śmierć myśli o mnie, jak by tu zdobyć nade mną przewagę.
Mężczyzna: O to cię pyta.
Mężczyzna: Bardzo profesjonalnie, prawda?
Mężczyzna: Zachowała się po prostu –
Ojciec (przerywa mu): Co tam mamroczesz?
Mężczyzna: Stosownie.
Ojciec: A ona do mnie: pan jest poetą. A pani jest krową. I sadystką.
Mężczyzna: Mogę wejść?
Ojciec: Kiedy jesteś stary, nie trzeba ci wiele, żeby zostać poetą.
Ojciec ustępuje mu drogę, Mężczyzna wchodzi.
Ojciec: Przyszedłeś za wcześnie.
Mężczyzna i Kobieta w tym samym miejscu.
Kobieta: Nie mogę.
Mężczyzna: Rozumiem.
Po chwili.
Kobieta: Wiesz, muszę coś załatwić, tak mi się wydaje, masakra.
Mężczyzna: Tak.
Kobieta: Jestem też zmęczona, cały dzień.
Mężczyzna kiwa głową.
Kobieta: Ci ludzie, kupują bilety jak głupi i latają wszędzie, wiesz.
Po chwili.
Mężczyzna: A dokąd latają?
Kobieta patrzy na niego.
Po chwili.
Kobieta: Wiesz, idę.
Mężczyzna: Czekaj –
Kobieta: To wszystko jest dla mnie za bardzo –
Mężczyzna: Jakie.
Kobieta: Dziwne.
Mężczyzna: Wiem, tak, dziwne. Ale miło cię zobaczyć, tylko o to mi chodziło.
Po chwili.
Kobieta: Słuchaj… Nie jestem już sama. To znaczy, mam kogoś.
Mężczyzna: A.
Kobieta: Tak. Jeśli myślałeś –
Mężczyzna: Nie, nie.
Po chwili.
Kobieta: A ty masz kogoś, teraz?
Mężczyzna kręci głową.
Kobieta: Nie masz.
Mężczyzna: Psa. Mam psa.
Kobieta: Aha.
Mężczyzna: Tak, widzisz.
Kobieta: Psa, to fajnie. Ja nie mam psa.
Mężczyzna: Tak.
Kobieta: Szkoda, powinieneś mieć kogoś.
Mężczyzna: Mam psa.
Kobieta: Tak.
Po chwili.
Kobieta: Ja wolałam ptaki.
Mężczyzna: Wiem, pamiętam.
Kobieta: To ja powinnam cię była zostawić, a nie ty mnie.
Mężczyzna: Z powodu tego wróbla?
Kobieta spogląda na niego i zaczyna się śmiać.
Kobieta: Ty naprawdę jesteś chory, wiesz?
Mężczyzna: Wiem.
Po chwili.
Kobieta: I ty teraz chcesz, żebyśmy poszli po krawat. Po czterech miesiącach, tak po prostu. Żebyśmy poszli po krawat.
Mężczyzna kiwa głową.
Kobieta: Po co?
Mężczyzna: Ja ich nie noszę, a on chce –
Kobieta: Co?
Mężczyzna (próbuje, po czym uśmiecha się): Właściwie nie wiem, czego chce. Nie mam pojęcia. Znasz go.
Kobieta: Ja –
Po chwili.
Kobieta: Wybacz, mam coś… Czekaj –
Łapie go za ramię, on ją przytrzymuje, ona zdejmuje but i wytrząsa z niego kamyczek. Następnie spogląda na niego. Patrzą na siebie, długo.
5. Mieszkanie ojca, deszcz, 14:47Mężczyzna i Ojciec stoją w drzwiach wejściowych do mieszkania ojca. Mężczyzna nadal jest mokry.
Ojciec: Czekaj!
Mężczyzna: Co.
Ojciec: Czekaj, kiedy mówię. Zostań tu, tak.
Ojciec odwraca się i wchodzi do pokoju. Po chwili.
Mężczyzna (za nim): Myślałem, przyjdę wcześniej, gdybyś czegoś potrzebował.
Ojciec (z pokoju): Co tam mamroczesz?
Mężczyzna: Przyszedłem wcześniej, gdybyś…
Ojciec (przerywa mu, wracając z jakimiś starymi szmatami): A czego miałbym potrzebować?
Mężczyzna (uśmiecha się): Nie wiem… Naprawdę nie wiem, tato.
Ojciec (rzuca mu szmaty pod nogi): No już, wycieraj. Tu.
Mężczyzna wyciera buty w szmaty.
Mężczyzna: Przydałoby się chyba otworzyć okno.
Po chwili.
Ojciec: Uważaj trochę, z tą szmatą.
Mężczyzna: Co.
Ojciec: Wszystko mi zamoczysz.
Mężczyzna: A to, widzę, tak.
Ojciec: I książki i… Wszystko.
Po chwili.
Mężczyzna: A jak ty sobie w ogóle dajesz radę, wśród tych wszystkich rzeczy.
Ojciec: Jak, tak jak trzeba. Daj tu.
Mężczyzna wyciera buty.
Ojciec: Porządnie wytrzyj, tak?
Mężczyzna: Przyniosłem ci gazetę.
Po chwili.
Mężczyzna: A ty co robiłeś?
Ojciec: To co musiałem, przyszedłeś za wcześnie, to wszystko… Muszę wypastować buty, na wieczór.
Mężczyzna: Zdążysz.
Ojciec: Zmieniłeś zdanie.
Mężczyzna: Proszę?
Ojciec: Powiedziałeś, że pójdziesz ze mną, ale zmieniłeś zdanie. To przyszedłeś powiedzieć.
Mężczyzna kręci głową.
Ojciec: Nie zmieniłeś zdania.
Mężczyzna: Nie, dlaczego?
Ojciec: Nie wiem. Skąd mam wiedzieć. Po prostu.
Mężczyzna: Nie zmieniłem zdania.
Ojciec: Nie, aha.
Mężczyzna kiwa głową.
Po chwili.
Ojciec: Gdzie masz psa?
Mężczyzna: W domu.
Ojciec: W domu masz psa.
Mężczyzna: Tak, wiem, że ci przeszkadza, dlatego –
Ojciec: Nie lubię psów.
Mężczyzna: Wiem, tato.
Ojciec: Ona pewnie też nie lubi twojego psa.
Po chwili.
Ojciec: A wyprowadziłeś go?
Mężczyzna (uśmiecha się): Tak, tato.
Ojciec: Co teraz?
Mężczyzna kiwa głową.
Mężczyzna: Szybko minął ten tydzień, może to.
Ojciec: Życie mija tak, jak mija, ani wolniej, ani szybciej. Powiedz coś mądrzejszego.
Mężczyzna: Nie wiem… Masz tu mały bałagan.
Ojciec: Bałagan.
Mężczyzna: Tak.
Ojciec: To tobie się wydaje, że jest bałagan.
Mężczyzna: W takim razie nie ma, dobrze.
Ojciec: Może to coś innego.
Mężczyzna: Może coś innego, tak.
Po chwili.
Ojciec: Hegel przyszedł do mnie w gości. I tyle.
Mężczyzna: Georg Wilhelm Friedrich Hegel.
Ojciec: Dokładnie. Przyszedł w gości i nagle eksplodował. Siadł na kanapie i eksplodował. A to nie jest bałagan.
Mężczyzna śmieje się.
Ojciec: Nigdy mnie nie rozumiałeś.
Mężczyzna (daje mu gazetę): Gazeta, tato.
Ojciec (bierze gazetę): Tak, Gazeta, gazeta.
Mężczyzna: Co… Chcesz, żebym coś jeszcze?
Ojciec: Bojler nie działa.
Mężczyzna: Chcesz, bym rzucił na niego okiem?
Ojciec: Znalazł się fachowiec.
Po chwili.
Ojciec: Gazetę też zamoczyłeś.
Mężczyzna: Ten Mężczyzna, od którego zaczęliśmy, powinien był przeprosić, ale w sklepie było za dużo krawatów. A Kobieta zmieniła pracę, zaraz po tym, jak wyprowadziła się z jego mieszkania. Wcześniej pracowała w banku, a po ich rozstaniu znalazła pracę w agencji turystycznej w mieście, naprzeciwko wiaty, pod którą się spotkali. Wtedy jeszcze ciągle śnił się jej dźwięk komputera, który drukuje bilety, tej dziwnej Kobiecie. Paliła nawet między przerwami i marzyła wtedy, że sama poleci, dookoła, do wszystkich tych miast, gdzie spełniają się marzenia i wszyscy są szczęśliwi.
Kobieta: Co myślisz o tym?
Po chwili.
Mężczyzna: Jest lepszy, tak.
Po chwili.
Kobieta: A ty?
Mężczyzna: Ja.
Kobieta: Tak.
Mężczyzna: Nic… Myślę, że nic się nie zmieniło.
Kobieta: Nic, dokładnie.
Mężczyzna: Nie wiem.
Po chwili.
Mężczyzna: Był pożar, w sali gimnastycznej i –
Kobieta: Masakra. Chyba gdzieś o tym czytałam.
Mężczyzna: Była nawet telewizja, przyjechali, nakręcili.
Kobieta: Może w takim razie oglądałam.
Mężczyzna: Tak, może.
Kobieta: Trybuny –
Mężczyzna: Tak, tak, trybuny.
Kobieta: Co z nimi?
Po chwili.
Kobieta: Czyli dalej pracujesz w tej samej szkole.
Mężczyzna: Bibliotekarze zazwyczaj zostają tam, gdzie są.
Kobieta (uśmiecha się): Może, tak.
Mężczyzna: Ta sama szkoła, ta sama biblioteka, te same książki.
Kobieta: Szukałam cię w Google’u, kiedyś.
Mężczyzna: Po co?
Kobieta: Nie wiem, tak po prostu, chyba że… Nie mogę?
Mężczyzna: Tylko pytam.
Po chwili.
Kobieta: Brzmi głupio, wiem. Ech. Ciekawiło mnie tylko, jak się masz.
Mężczyzna: I dlatego szukałaś mnie w Google’u.
Kobieta: Wiedziałam, że głupio to zabrzmi.
Mężczyzna: Nie, po prostu nic tam o mnie nie ma. W internecie.
Kobieta: Było o pożarze, tam to widziałam.
Mężczyzna: A.
Po chwili.
Kobieta: A jakiego jest koloru?
Mężczyzna: Kto?
Kobieta: Garnitur. Jakiego koloru.
Mężczyzna: Czarny.
Kobieta odchodzi na drugą stronę. Mężczyzna idzie za nią.
Kobieta: Może po tej stronie.
Po chwili.
Kobieta: Dobrze się ma?
Mężczyzna: Tata, tak… Denerwuje się, trochę.
Kobieta: Dlaczego.
Mężczyzna: Pyta o ciebie.
Kobieta: O co pyta.
Mężczyzna: O wszystko, pyta, kiedy przyjdziesz.
Kobieta: Nie powiedziałeś mu, że już nie jesteśmy –
Mężczyzna wzrusza ramionami.
Kobieta: Nie powiedziałeś mu.
Mężczyzna: Dostał nagrodę za całokształt osiągnięć.
Kobieta: Naprawdę.
Mężczyzna: Tak.
Kobieta: Gratuluję, to jest naprawdę –
Mężczyzna: Chyba, tak.
Kobieta: Dlaczego mu nie powiedziałeś?
Mężczyzna: Nie wiem, serio.
Kobieta (bierze nowy krawat): Ten?
Mężczyzna: Dziś wieczorem jest uroczystość, w Związku Tłumaczy.
Kobieta: On zawsze to kochał. Książki, to wszystko.
Mężczyzna: Tak. On je pisze, a ja ich pilnuję.
Kobieta (nagle): Trzeba mu było powiedzieć, wiesz.
Mężczyzna: Wybacz.
Po chwili.
Mężczyzna: Wybacz mi.
Po chwili.
Kobieta (podaje mu krawat do ręki): Weź ten, ten będzie pasować.
Kobieta odwraca się i odchodzi.
7. Mieszkanie ojca, deszcz, 15:06Mężczyzna grzebie w bojlerze, Ojciec czyta gazetę.
Ojciec: Już?
Mężczyzna: Czekaj chwilę.
Ojciec: Co tam mamroczesz?
Mężczyzna: Zaczekaj… Coś działa.
Ojciec: Czekam… Czytam gazetę. Prognoza pogody, deszcz.
Mężczyzna: Dobrze.
Ojciec: Czytam i czekam.
Po chwili.
Ojciec: Może zawołamy kogoś.
Mężczyzna: Pełno jest kurzu, dlatego nie działa.
Ojciec: Nie wiem.
Mężczyzna: Co.
Po chwili.
Ojciec (bardziej do siebie): Wiesz, są ludzie, którzy specjalnie tak ustawiają bojlery, żeby zaczęły przeciekać, czasem, chyba. W nocy. Żeby, kiedy się położą –
Mężczyzna (nie słyszy go, przez wodę): To kurz i tyle.
Ojciec: A może nikt nie przyjdzie.
Mężczyzna: Co mówisz –
Ojciec: Mówię, może nikt nie przyjdzie. Masz problemy ze słuchem?
Mężczyzna: To przez tę wodę… Gdzie nikt nie przyjdzie?
Ojciec: Na tę uroczystość. Moją uroczystość, przyjęcie, akademię, cóż. Może też czytają gazetę, szukają nekrologu, ostatnie pożegnanie, skoro umarł, nie musimy przychodzić.
Mężczyzna: A jest?
Ojciec: Kto?
Mężczyzna: Nekrolog.
Po chwili.
Mężczyzna: Daj mi jakąś szmatę.
Ojciec: Co tam mamroczesz?
Ojciec jednocześnie wskazuje ręką szafkę nad zlewozmywakiem. Mężczyzna idzie po szmatę.
Po chwili.
Ojciec: A co ty robisz, poza szkołą?
Mężczyzna: Poza szkołą?
Ojciec: Kiedy wracasz z pracy, tak. Zazwyczaj.
Mężczyzna: Nie wiem, nic.
Ojciec: Jak to nic. Chyba wychodzisz z tym swoim psem.
Mężczyzna: Tak, właśnie to… Wychodzę z psem.
Po chwili.
Ojciec: Ona też. Z tobą.
Po chwili.
Ojciec: Chyba jest zła na mnie, nigdy jej nie ma.
Mężczyzna: Zajęta jest, pracuje.
Ojciec: Tak… Wszyscy są zajęci, wszyscy pracują… Dzwonili, żebym przetłumaczył jedną książkę, nie dlatego, że ja to ja, tylko dlatego, że inni są zajęci, inni pracują. Tak mi powiedzieli.
Mężczyzna: A ty na to co –
Ojciec: Powiedziałem, że już nie czytam. Jedynie prognozę pogody.
Mężczyzna: Tato –
Ojciec: Hegel i ja eksplodowaliśmy w moim pokoju, tak powiedziałem.
Mężczyzna: A, Hegel. Tak.
Po chwili.
Ojciec: Ona na pewno nie lubi tego twojego psa. Dlatego odeszła.
Po chwili.
Ojciec: A ty zawsze to samo.
Mężczyzna: Co ja.
Po chwili.
Ojciec: Która godzina?
Mężczyzna: Trzecia. Minęła trzecia.
Ojciec: Minęła trzecia.
Mężczyzna kiwa głową.
Ojciec: Przynieś mi tabletki, minęła trzecia… Proszę.
Mężczyzna: A gdzie są, tato?
Ojciec: Co tam mamroczesz?
Mężczyzna: Pytam, gdzie są.
Ojciec: W pokoju, na szafce. Te szare. Wesoły kolor nadciśnienia.
Mężczyzna wychodzi.
Ojciec (krzyczy za nim): A co ty tak chodzisz?
Mężczyzna wychodzi ze sklepu z krawatami, zatrzymuje Kobietę. W ręce trzyma szary krawat.
Kobieta: Dlaczego kulejesz?
Mężczyzna: Czekaj, hej –
Kobieta: Boli cię noga?
Mężczyzna: Nie mogę tak szybko.
Kobieta: Widzę.
Mężczyzna: Źle stanąłem.
Kobieta: Ten jest dobry, mówiłam ci. Będzie mu pasować, cześć.
Mężczyzna (łapie ją za rękę): Czekaj –
Kobieta: Ekspedientka patrzy.
Mężczyzna: I co.
Kobieta: Myśli, że uciekniemy z jej krawatem.
Mężczyzna: Zaczekaj, aż zapłacę, proszę.
Kobieta kręci głową.
Mężczyzna: Dlaczego?
Kobieta: Dlatego. Dlatego, że śniłeś mi się, wyobraź sobie… Śniło mi się, że stoisz obok walizki, która unosi się w powietrzu, bo przywiązane są do niej wielkie balony. Jakby to były moje urodziny, ale bez ludzi, którzy życzą mi wszystkiego najlepszego, tylko on przyszedł, tak po prostu, zniknął, addio, masakra, wiem.
Mężczyzna: Ja –
Nagle Kobieta całuje go.
Kobieta: Widzisz, nic. A z nim jestem szczęśliwa. Jest pilotem, wiesz.
Mężczyzna: Aha. Super.
Kobieta: O co ci chodzi?
Mężczyzna: O nic, naprawdę.
Kobieta: Idę.
Mężczyzna: A dokąd lata?
Kobieta: Dokąd, a dokąd ma latać? Jest pilotem, więc lata, cóż. Wszędzie lata, dookoła. Do miast, w których spełniają się marzenia i wszyscy są szczęśliwi. Poznałam go na jednej konferencji, to on znalazł mi pracę, tę z biletami. Stewardessa naziemna, tak to się nazywa. Był miły, kiedy się poznaliśmy, na tej konferencji. Następnego dnia przyniósł mi tulipany. Nie wieszał ptaków na drzewach.
Po chwili.
Kobieta: Dlaczego tak na mnie patrzysz.
Mężczyzna: Dlatego że wyglądasz inaczej.
Kobieta: Jestem zmęczona.
Mężczyzna: Nie. Inaczej.
Kobieta (nagle poirytowana): Inaczej, naprawdę. Jak inaczej?
Mężczyzna: Nie wiem.
Kobieta: Powiem ci. Wyglądam, jakby wszystko było inaczej. Dobrze?
Mężczyzna: Nie to chciałem –
Kobieta: To dlatego, że wszystko jest inaczej.
Mężczyzna: Mam tylko nadzieję, że jesteś szczęśliwa.
Po chwili.
Kobieta: Wal się.
Mężczyzna: Od dawna cię śledzę.
Kobieta: Czekaj –
Mężczyzna: To akurat mogło, mogło zaczekać. Co nam pozostaje, jak nie czekać? Czekać, aż będziemy żyć, czekać, aż będziemy zdrowi, dopóki ta chęć nam nie minie. Dalej czekać, aż zapomnisz, że wszystko minęło, że to właśnie jest jedyna prawda. A wtedy już tylko trochę daremnego czekania, bo wszystko się już zdarzyło. Tak myślał ten Mężczyzna, kiedy w szufladzie szukał tabletek w wesołym kolorze nadciśnienia. A kiedy wrócił z powrotem, do pokoju, Ojciec powiedział mu, że nigdy nie kochał swojej żony, jego matki. Nagle, po prostu, ponieważ każde czekanie ma swój początek, ale i swój koniec.
Mężczyzna siada obok ojca.
Mężczyzna: Zaczekaj –
Ojciec (podnosi tabletki): Potrzebna mi jest woda, do popicia.
Mężczyzna: Ale dlaczego teraz o tym?
Po chwili.
Ojciec: Nie wiem.
Po chwili.
Mężczyzna: Nie wiesz.
Ojciec: Nie wiem, już.
Po chwili.
Ojciec: Dlatego, że jesteś tu, a ja jestem stary. Dlatego, że dostałem nagrodę za całokształt osiągnięć. Dlatego, że Hegel eksplodował w salonie. Dlatego, że cały czas była druga kobieta.
Mężczyzna wstaje i podchodzi do zlewozmywaka po szklankę wody. Następnie wraca do stołu.
Mężczyzna: Proszę.
Ojciec: Dziękuję.
Ojciec podnosi szklankę, popija tabletkę. Mężczyzna siada.
Mężczyzna: Kim ona była.
Ojciec: Co tam mamroczesz?
Mężczyzna: Ta druga kobieta.
Ojciec: Kim była.
Mężczyzna: Tak.
Po chwili.
Ojciec: Poznałem ją w Rosji, kiedy studiowałem. Miała męża i dziecko, dokładnie wtedy. On zajmował się jakimiś papierami, jej mąż. Biurokrata, nie mówiła o nim dużo. A ona redagowała książki, rosyjska „Prawda”. Była piękna i miała na imię Anna.
Mężczyzna: To przez nią tak często jeździłeś, tam.
Ojciec kiwa głową.
Ojciec: I wtedy napisała list. Żebym już nigdy nie przyjeżdżał. Że to nie ma sensu. List, sprzed dwudziestu pięciu lat, że to koniec. Jeden list. A ja i tak pojechałem, ale nie chciała mnie widzieć.
Po chwili.
Ojciec: Myślę, że go zjem, kiedy pójdziesz.
Mężczyzna: Kogo?
Ojciec: List, jeszcze go mam.
Po chwili.
Ojciec: Kiedy jesteś stary, możesz zjadać listy, wcześniej byłoby to dziwne. To dla ciebie dziwne?
Mężczyzna: Nie, tato.
Ojciec: Co tam mamroczesz?
Po chwili.
Ojciec: Co?... To nie ma żadnego związku z twoją mamą.
Mężczyzna: Dzisiaj nie.
Ojciec: Dzisiaj nie. Dzisiaj wolałbym, aby to ona była tu zamiast mnie.
Mężczyzna: Dlaczego.
Ojciec: Więcej by cię było.
Po chwili.
Ojciec: A teraz muszę wyczyścić buty.
Mężczyzna kiwa głową.
Ojciec: Mam tylko jedną prośbę –
Mężczyzna: Jaką?
Po chwili.
Ojciec: Już nie wiem.
Mężczyzna i Kobieta siedzą przy stole w kawiarni.
Kobieta: No tak, więc ty mnie… śledzisz.
Mężczyzna kiwa głową.
Kobieta: Od dawna?
Mężczyzna: Tak jakoś.
Kobieta: Tak jakoś mnie śledzisz.
Mężczyzna: Tak.
Kobieta: Tak.
Po chwili.
Kobieta: Czyli wiesz o nim. Że jest żonaty.
Mężczyzna kręci głową.
Kobieta: Czyli nie wiesz. Widzisz, jest.
Po chwili.
Kobieta: Nadal to robisz?
Mężczyzna: Co?
Kobieta: Bawisz się kluczami.
Po chwili.
Kobieta: A on się nie bawi, on jest poważny. Tylko żonaty. Ma żonę, ma dwoje dzieci, wyobraź to sobie. Wiem o tym od pierwszego dnia, ale dalej się z nim umawiam. Ma żonę, ma dwoje dzieci, a na mnie spadła jakaś dziwna plaga nieszczęść, która jak zaraza tylko czeka, żeby ogołocić też inne domy … A z drugiej strony, ma żonę i co? Z tymi wolnymi w naszym wieku i tak coś nie jest w porządku.
Kobieta zaczyna się śmiać. Mężczyzna też.
Kobieta: A co, nie? Powiedzmy to sobie, nie jesteś normalny.
Mężczyzna kiwa głową.
Kobieta: A ja jestem kurwą.
Mężczyzna: Nie jesteś.
Kobieta: A właśnie że jestem. Totalna kurwa ze mnie. Kurwiszcze.
Kobieta policzkuje go.
Kobieta: Ludzie na nas patrzą.
Kobieta jeszcze raz policzkuje go.
Po chwili.
Mężczyzna: Masz ochotę na rakiję? Zamiast kawy?
Kobieta: A czy wyglądam, jakby mi była potrzebna rakija?
Mężczyzna: Nie wiem. Nie, tylko pytam. Jesteś przed –
Kobieta: Tak. Jestem przed. Dlaczego mnie śledzisz?
Po chwili.
Kobieta: Słuchaj, to wszystko mnie przeraża.
Mężczyzna: Rozumiem.
Kobieta: Rozumiesz? Obawiam się, że nie. Naprawdę nie masz pojęcia, masakra. A dla mnie to jest zupełnie, ty i ja, i wszystko, po prostu nie mogę.
Mężczyzna: Nie możesz.
Kobieta: Zostawiłeś mnie bez słowa wyjaśnienia.
Mężczyzna: Nie wiedziałem, co...
Kobieta: Nie wiedziałeś, co – co?
Po chwili.
Kobieta: Proszę cię. Teraz ja ci coś powiem.
Kobieta wstaje nagle. Stoi, bierze tylko kurtkę i wychodzi. Mężczyzna siedzi dalej. Kobieta wraca Po chwili.
Kobieta: Zapomniałam jebanego parasola.
Mężczyzna: Hej –
Kobieta: Dobrze, po co to wszystko?
Mężczyzna: Chcę, żebyś wzięła mojego psa.
Mężczyzna: O niczym, co się wydarzyło, nie należało zapominać, tak sądził jego Ojciec, ale nie mógł tego powiedzieć. Zbyt wiele tego stało mu na drodze, żeby mógł. Zbyt wiele czasu, ludzi, zdarzeń, żeby mógł. A ludzie, oni łączą się jak magnesy. To właśnie myślał w momencie, gdy na stojącego przed nim syna patrzył tak, jakby go nie znał. Myślał tak też jako młody absolwent rusycystyki na Wydziale Filologicznym. Wzajemnie się przyciągają i, kiedy już raz się złączą, ciężko jest im się rozdzielić. Nie mógł wiedzieć, że ta kobieta w Moskwie nie będzie wiecznie na niego czekała. Nie mógł wiedzieć, że nie był dla niej tym, kim ona dla niego, a teraz wie. Teraz, kiedy jest starcem i widział to w swoim życiu już tyle razy. Wysłała mu list, w którym napisała, że jest bez niego szczęśliwsza. Wiele lat później zjadł ten list. I to wszystko.
Ojciec: Idę się wykąpać.
Mężczyzna: Dasz radę sam?
Ojciec: A kto mi tu potrzebny. Ta kobieta i tak ma jedno okropne przyzwyczajenie.
Mężczyzna: Pielęgniarka?
Ojciec: A kto?
Mężczyzna: Jakie przyzwyczajenie, tato.
Ojciec: Otwiera usta i wtedy wydobywają się z nich słowa.
Mężczyzna: A to.
Ojciec: Tak.
Po chwili.
Mężczyzna: Dlaczego nie zostawiłeś mamy.
Ojciec wzrusza ramionami.
Mężczyzna: To chyba nie przeze mnie.
Po chwili.
Ojciec kręci głową.
Mężczyzna: A mama?
Ojciec: Co z nią.
Mężczyzna: Dlaczego tego nie zrobiłeś?
Po chwili.
Ojciec: Nie zrobiłem tego, bo takie jest życie.
Mężczyzna: I tak było lepiej?
Ojciec: Tak było.
Po chwili.
Ojciec: Twojej mamy już nie ma. A może nie ma też tej kobiety, ani jej męża, on był biurokratą. A ja nadal się zastanawiam, dzięki temu czuję, że wciąż jeszcze żyję. Wybaczysz mi?
Mężczyzna: A powinienem?
Ojciec kiwa głową.
Po chwili.
Ojciec: Wciąż to robisz. Bawisz się kluczami.
Mężczyzna: Tak.
Mężczyzna wstaje.
Po chwili.
Mężczyzna: Pójdę po krawat dla ciebie… Wykąp się, dobrze?
Ojciec: Dobrze.
Mężczyzna: Tak sobie myślę. Chciałbym, żebyś go wzięła do siebie.
Po chwili.
Kobieta: Czekaj chwilę. Nie żyje?
Mężczyzna: Kto.
Kobieta: Pies. Jak tamten ptak, wróbel na drzewie.
Mężczyzna: Nie.
Kobieta: Ty naprawdę jesteś nienormalny.
Po chwili.
Kobieta: Pies zdechł, tak?
Mężczyzna kręci głową.
Kobieta: Jednak nie. Więc –
Mężczyzna: Nie.
Kobieta śmieje się, Mężczyzna po chwili również.
Kobieta: Jezu.
Po chwili.
Mężczyzna: Ja się nie boję, tej twojej zarazy.
Kobieta: Nie rozumiem, o co ci chodzi.
Mężczyzna: Przepraszam.
Po chwili.
Kobieta: Za co?
Po chwili.
Kobieta: Powiedz.
Mężczyzna: Chyba za to, że cię nie kochałem.
Kobieta: Nigdy?
Po chwili.
Kobieta: Widzisz… Tego nie wiedziałam.
Mężczyzna: Tak.
Kobieta: A teraz wiem.
Po chwili.
Kobieta: Czemu mi nie powiedziałeś.
Mężczyzna: Nie wiem. Myślałem, że może samo jakoś wyjdzie na jaw.
Kobieta: A jednak nie.
Mężczyzna kręci głową.
Kobieta: Takie jest chyba życie, że nie wychodzi.
Mężczyzna: Przepraszam.
Po chwili.
Kobieta: Byłam dziś u niego, u jego żony, stałam przed drzwiami… Zadzwoniłam. Ale nie czekałam, aż otworzy. Głupio, nie? Głupio być tą kobietą, zwłaszcza kiedy jestem nią ja. Ale nie martw się. On lata do tych swoich miast, gdzie spełniają się marzenia i wszyscy są szczęśliwi, mój świat się nie zawali.
Mężczyzna (uśmiecha się): Dlatego ten dzień to masakra.
Kobieta: Właściwie to nie. Wyglądasz na smutnego.
Mężczyzna: Nie jestem smutny.
Kobieta: Nie… Wiesz, już się nie zastanawiam, w ogóle. I to wszystko nie ma znaczenia. Teraz po prostu żyję.
Po chwili.
Kobieta: Masz papierosa.
Mężczyzna daje jej papierosa i sam zapala jednego.
Kobieta: To ostatni, poważnie. Na dziś.
Mężczyzna: Nie sądziłem, że ty –
Kobieta: Widzisz, ludzie się zmieniają. A co ja bym miała robić z twoim psem?
Po chwili.
Kobieta: No więc?
Mężczyzna: Nie mam komu go oddać.
Kobieta: Ach tak. Szkoda.
Mężczyzna: Dlaczego?
Kobieta: Nie wiem. Gdybyś mnie chociaż wczoraj zaczepił. Powiedzmy wczoraj, czy któregoś dnia. Albo parę tygodni temu i zapytał, czy wezmę twojego psa. Wczoraj byłam jeszcze trochę inna.
Mężczyzna: Tak.
Kobieta: I to wszystko?
Mężczyzna kręci głową.
Po chwili.
Mężczyzna: Nie. Mam coś. Coś, w sobie.
Kobieta (na brzegu): Wszyscy mamy coś w sobie.
Mężczyzna: Jestem chory.
Po chwili.
Mężczyzna: Zaczęło się w żołądku, jeszcze jak my… Tępy ból, nic strasznego. Nie przechodził, więc poszedłem, ale wtedy zaatakowało już kości. To dziwne. Najpierw mówią do ciebie o czymś, czego nie rozumiesz, a później nic już nie mówią. A to niedobrze, kiedy zamilkną. Niedobrze, no nie?... Pomyślałem więc, że trzeba załatwić pewne sprawy, zadbać o tatę. Mam jeszcze tego psa, rozumiesz, trzeba by wyprowadzić psa.
Po chwili.
Mężczyzna: Co?
Długo na siebie patrzą.
Ojciec: Słowa.
Mężczyzna: Co z nimi?
Ojciec: Napijesz się rakii, zanim pójdziesz.
Ojciec, nie czekając na odpowiedź, wstaje po rakiję.
Po chwili.
Ojciec: Wiesz co, wszystko to jest jakieś pretensjonalne.
Mężczyzna: Co takiego?
Ojciec: Słowa. Słowa i rozmowy.
Mężczyzna: To co w końcu zostaje.
Ojciec: Co zostaje.
Mężczyzna: Co zostaje.
Piją rakiję.
Ojciec: Idę się wykąpać, a ty przynieś mi krawat.
Mężczyzna: Jaki krawat, tato.
Ojciec: Co tam mamroczesz?
Mężczyzna (głośniej): Pytam, jaki chcesz krawat?
Ojciec: Jaki, skąd mam wiedzieć jaki… Jakiś do garnituru.
Mężczyzna: Wiem, że do garnituru, ale –
Ojciec wskazuje na garnitur.
Ojciec: Do… Do tego… Myślałem o tym. Jakiś krawat by się do niego przydał, tak mi się wydaje.
Mężczyzna: Porządny.
Ojciec: Tak.
Po chwili.
Mężczyzna: Przygotowałeś mowę?
Po chwili.
Ojciec: Schudłeś. Tak myślę.
Mężczyzna: Nie.
Ojciec: Jesz coś? Dobrze ci gotuje?
Mężczyzna: Tak, dobrze.
Po chwili.
Ojciec: A gdzie ona jest, czemu nigdy jej nie ma.
Mężczyzna: Tato –
Ojciec: Czekaj, portfel.
Mężczyzna: Mam pieniądze.
Ojciec: Masz? Daj spokój –
Mężczyzna: Nie trzeba.
Ojciec: Wyglądasz inaczej.
Mężczyzna: Proszę?
Ojciec: Idź już po ten krawat, dobrze?
Mężczyzna: Powiedz.
Ojciec: Co mam ci powiedzieć, wieczorem wszyscy będą oczekiwać, że coś powiem. Coś z sensem, bo tak chyba trzeba. O sobie, potem jeszcze więcej o nich, głównie o nich. Słowa, bez przerwy, po co miałbym przygotowywać mowę?
Mężczyzna: Nie musisz.
Ojciec: Idź, bojler już naprawiony, idę się kąpać.
Po chwili.
Mężczyzna: Jak to inaczej. Jeśli wyglądam inaczej, to znaczy jak?
Ojciec: A, to.
Po chwili.
Ojciec: Nie tak sobie ciebie wyobrażałem, no cóż. Stary jestem, mogę więc powiedzieć, że nie tak.
Mężczyzna: A kiedy sobie wyobrażałeś?
Ojciec: Nie wiem, kiedyś. Kiedy byłeś mały… Nie wiem.
Mężczyzna (zmartwiony): Co się dzieje, tato.
Ojciec: Człowiek się zastanawia, musisz się zastanawiać, zawsze. Nawet pod koniec życia, musisz się zastanawiać.
Mężczyzna: A dlaczego musi.
Ojciec: Musisz, wtedy wiesz, że żyjesz.
Mężczyzna: Co to znaczy?
Po chwili.
Ojciec: To znaczy, że przyszedłeś za wcześnie.
Po chwili.
Mężczyzna wstaje od stołu.
Mężczyzna: To idę.
Ojciec: Ty to masz dobrze.
Po chwili.
Ojciec: Jesteś młody, a ja jestem stary.
Mężczyzna. Wiem, tato. Jesteś stary, a ja jestem młody.
Po chwili.
Mężczyzna: Zamknij dobrze drzwi.
Ojciec: Ty zamknij, żeby mnie nie ukradli.
Ojciec daje mu klucz, Mężczyzna bierze go do ręki.
Mężczyzna: Do zobaczenia wkrótce.
Mężczyzna wychodzi.
Ojciec patrzy przez okno. Po chwili siada na brzegu wanny. Kobieta jest w toalecie w knajpce, myje ręce w umywalce i ogląda się w lustrze.
Po chwili.
Ojciec (do Kobiety): Mogę ci coś opowiedzieć?
Kobieta: Tak.
Ojciec: Ale to nie będzie sen?
Kobieta patrzy na niego, podchodzi i siada obok, na wannie.
Ojciec: Widziałem swoją matkę. Któregoś dnia. Widziałem, jak do mnie podchodzi, przechodzi przez pokój i jak mól wlatuje mi do ust, dziwne. Ma skrzydła i wszystko, jakby mnie chciała udusić, a ja nie mogę nic zrobić, bo tak powinno być. I tak nie będą o nas czytać w książkach do historii, bo żyliśmy zbyt głośno, a jednak zbyt powoli. I głupio przeżyliśmy życie. Zapytaj wojsko rosyjskie, dla którego pracowałem jako tłumacz. Musiałem w tej robocie akceptować każdą iluzję, każdą, jaka się pojawiła. Jedną za drugą, po kolei.
Po chwili. Kobieta nic nie mówi.
Ojciec: Co?
Po chwili.
Kobieta: Nic… To wszystko o iluzji –
Ojciec: Tak, o iluzji.
Kobieta: Dobrze to znam. Rzeczy, które miałam w życiu, ale straciłam gdzieś po drodze. A jego naprawdę kochałam. Kiedyś naprawdę kochałam pańskiego syna.
Ojciec chwyta ją za rękę. Kobieta nie wzbrania się. Po chwili.
Kobieta: Spójrz na nas.
Ojciec: Tak.
Kobieta: Co jeszcze?
Ojciec: Nie wiem, nic.
Kobieta: Nic.
Ojciec: Nic mi już nie przychodzi do głowy.
Po chwili. Ojciec spogląda na nią.
Ojciec: Czy to ty, Anno?
Kobieta kręci głową.
Ojciec: Nie, to nie ty.
Kobieta: Nie.
Po chwili.
Ojciec: Żegnajcie stare niepokoje, do zobaczenia w następnym życiu.
Kobieta: Żegnajcie stare niepokoje, do zobaczenia –
Ojciec: W następnym życiu.
Kobieta: W następnym życiu.
Kobieta całuje Ojca, po chwili wstaje, poprawia fryzurę, wychodzi z toalety i wraca do stolika. Ojciec wstaje z wanny i zamyka się w łazience.
15. Przed bramą kamienicy, w której mieszka Kobieta, deszcz, 18:25Mężczyzna i Kobieta stoją pod jego parasolem, bardzo blisko siebie.
Mężczyzna: A więc tak.
Kobieta: Tak.
Po chwili.
Kobieta: Zaprosiłabym cię do środka, ale –
Mężczyzna: I tak już muszę iść.
Kobieta: Tak, tak…
Po chwili.
Kobieta: A wiesz… Kiedyś ci powiedziałam, że się zmienię, pamiętasz?… Tak ci powiedziałam. A wtedy ty odpowiedziałeś, że ludzie nie znoszą, kiedy inni się zmieniają. Tak więc ty mnie po prostu nie kochasz.
Mężczyzna chce coś powiedzieć, ale ona zakrywa mu ręką usta i kręci głową.
Kobieta: Tak będzie lepiej, tak?
Mężczyzna: Tak.
Po chwili.
Mężczyzna: To do zobaczenia.
Kobieta: Tylko uważaj po drodze –
Mężczyzna: Na co?
Kobieta: Na krawat, żeby ci nie zmókł.
Mężczyzna chowa krawat głębiej pod parasol.
Kobieta: Ładny, byłaby szkoda.
Mężczyzna: Tak.
Kobieta: Pozdrów tatę.
Mężczyzna: Pozdrowię, nie martw się.
Kobieta: Tak.
Po chwili.
Kobieta: Co?
Mężczyzna: Nic.
Kobieta: Coś mówiłeś?
Mężczyzna: Nie, nie mówiłem.
Kobieta: Nie jest ci zimno?
Mężczyzna kręci głową.
Mężczyzna: Pójdę już, to dla niego ważne. Tak jak jego książki.
Kobieta: Na pewno, ale –
Mężczyzna (przerywa jej): Spójrz na mnie.
Kobieta potakuje.
Mężczyzna: Wszystko gra.
Kobieta potakuje.
Po chwili.
Mężczyzna: No więc –
Kobieta chwyta go za rękę. Mężczyzna na nią patrzy.
Kobieta: Poczekaj chwilę, dobrze?
Po chwili.
Kobieta: Tylko chwilę, poczekasz na mnie?
Mężczyzna: Tak.
Kobieta wchodzi do kamienicy i biegnie po schodach.
Mężczyzna stoi pod parasolem Przed bramą kamienicy, w której mieszka Kobieta. Czeka.
Mężczyzna: Mężczyzna zdecydował, że poczeka chwilę, bo miał jeszcze trochę czasu. Kiedy tak czekał, jego myśli pochłonęli obcy ludzie, bo tak właśnie się dzieje, dopóki żyjesz. Niektórych z nich poznał, niektórych lubił, a niektórzy lubili jego. A kiedyś, kiedy wszystko minie, wiele tego nie zostanie, myślał sobie. Tylko to, co lśni, przez chwilę, dla kogoś. I tylko jeden dzień, kiedy deszcz nie przestawał padać. A potem kolejny dzień, kiedy zaczyna się wiosna. Jeszcze chwila i przyjdzie wiosna. Bo tak to właśnie w życiu jest, nie można mieć wszystkiego. Ale już to w zasadzie wystarczy, bo kiedy już się zacznie, kiedy już naprawdę się zacznie, wtedy mamy wszystko. Tak właśnie myślał ten Mężczyzna, kiedy czekał, aż Kobieta wróci. Było w nim jeszcze trochę czegoś, co jest naprawdę zupełnie ciche i dlatego lśni. Jak po wszystkim, kiedy bezgłośny jest świat.
17. Przed bramą kamienicy, w której mieszka Kobieta, deszcz, 18:36Mężczyzna pod parasolem stoi przed bramą kamienicy, w której mieszka Kobieta i czeka na nią. Kobieta wraca z książką.
Kobieta: Nie kazałam ci chyba długo czekać.
Mężczyzna kręci głową.
Kobieta: Wybacz. Nie mogłam jej znaleźć.
Kobieta podaje mu książkę.
Mężczyzna: A co to?
Kobieta: Przecież widzisz.
Mężczyzna: Książka.
Kobieta: Achmatowa. Po rosyjsku. Wiesz, skąd ją mam?
Mężczyzna kręci głową.
Kobieta: Z Wiednia. Kupiłam ją, kiedy byliśmy razem w Wiedniu.
Mężczyzna: Nie wiedziałem.
Kobieta: Tak… Pomyślałam sobie, że to fajny prezent.
Mężczyzna: Naprawdę fajny.
Kobieta: Tak mi się wydaje. Chciałam ją wyrzucić po tym, jak zerwaliśmy… Ale nie jesteśmy dziećmi.
Mężczyzna: Nie jesteśmy.
Kobieta: To i tak dla twojego taty.
Mężczyzna: Jego Rosjanie.
Kobieta: No i kosztowała w chuj kasy…. (Śmieje się.) Żartuję.
Mężczyzna też się uśmiecha.
Kobieta: Nie wiem, może mu się spodoba… Proszę.
Mężczyzna: Dziękuję.
Po chwili.
Kobieta: Wybacz, jeśli cię teraz –
Mężczyzna: Nie, spokojnie zdążę. Dzięki.
Kobieta: Proszę… Dobrze, więc… Zadzwoń, jeśli –
Mężczyzna: Tak, zadzwonię.
Kobieta: Wiesz, nie zmieniłam numeru.
Mężczyzna: Ja też… Za dużo zachodu.
Kobieta: Z czym?
Mężczyzna: Ze zmianą numeru, po –
Kobieta: Tak, nie ma sensu.
Mężczyzna: Nie ma.
Kobieta: Tak… Tak sobie myślę.
Mężczyzna: Co takiego?
Kobieta: Nic. Co zrobisz z psem?
Mężczyzna: Coś wymyślę, nie martw się.
Kobieta: Dobra.
Mężczyzna: Tak.
Po chwili.
Kobieta: Uważaj na siebie.
Mężczyzna: Ty też.
Po chwili.
Kobieta całuje go w policzek.
Kobieta: Przykro mi.
Kobieta nagle się odwraca i odchodzi. Mężczyzna zostaje i odprowadza ją wzrokiem.
18. Mieszkanie Ojca, deszcz, 19:14Ojciec leży nagi w wannie, Mężczyzna próbuje go podnieść. Przekrzykują się.
Ojciec: Wyjdź stąd!
Mężczyzna: Zadzwonić po kogoś?
Ojciec: Nie dzwoń, nie, nie. Wyjdź stąd –
Mężczyzna: Co się stało, tato.
Ojciec: Słyszysz, co mówię.
Mężczyzna: No już –
Ojciec: Co? Wyjdź stąd.
Mężczyzna: Najpierw usiądź… Dasz radę?
Ojciec: Zostaw mnie, ja sam.
Po chwili.
Mężczyzna: Wszystko w porządku?… Słyszysz mnie?
Ojciec: Nie wiem, czy wszystko w porządku.
Mężczyzna: Co się stało? Dlaczego upadłeś?
Ojciec: Nie wiem.
Mężczyzna: Coś cię boli?… No już, usiądź.
Ojciec: Już siadam. Która godzina?
Mężczyzna: Możesz wstać?
Ojciec: Nie wiem.
Mężczyzna: Spróbuj, powoli.
Po chwili.
Mężczyzna: Co się stało?
Ojciec: Godzina, która godzina?
Mężczyzna: Nie wiem, tato. Minęła siódma.
Ojciec: Co tam mamroczesz?
Mężczyzna (głośniej): Siódma. Kombinowałeś coś z gazem?
Ojciec: Co?
Mężczyzna: Ruszałeś coś przy bojlerze.
Ojciec: Znalazł się fachowiec.
Mężczyzna: Więc co się stało?
Po chwili.
Mężczyzna: Tato –
Po chwili.
Ojciec: Boję się.
Mężczyzna: Czego się boisz… No już, usiądź. O, tak.
Ojciec: Już siedzę. Proszę bardzo, siedzę.
Mężczyzna podaje mu ręcznik.
Mężczyzna: Okryj się, o, tak.
Ojciec: Jesteś gorszy od tej baby.
Mężczyzna: Czego się boisz?
Ojciec: Taki sam sadysta.
Mężczyzna: Tato, kiedy upadłeś?
Ojciec (wskazuje ręcznik): Daj mi ten drugi.
Mężczyzna: Ten chcesz?
Ojciec kiwa głową.
Po chwili.
Ojciec: Która godzina?
Mężczyzna: Tato, nie musimy iść, jeśli –
Ojciec (przerywa mu): Brak mi słów.
Mężczyzna: Jak to.
Ojciec: „Kiedy umrę, zostawcie balkon otwarty!”.
Mężczyzna: Tato, to Lorca.
Ojciec: O tym właśnie mówię, brak mi słów.
Mężczyzna: Nigdy wcześniej nie brakowało ci słów.
Ojciec: Krew mi leci.
Mężczyzna bierze chusteczkę, przykłada ją Ojcu do czoła. Po chwili.
Mężczyzna: Czekaj… Przykleję ci plaster.
Ojciec: Cały czas ci powtarzam, że mamroczesz.
Mężczyzna (głośniej): Plaster, na ranę.
Ojciec: Nie drzyj się, nie jestem głuchy.
Mężczyzna: Może będzie lepiej, jak zostaniesz w domu.
Ojciec: Lepiej dla kogo?
Mężczyzna: Gdzie trzymasz, plastry?
Ojciec: Tu na dole… Nie w tej szufladzie. Tu.
Mężczyzna wyciąga plaster z szuflady i przylepia go Ojcu na czole.
Mężczyzna: O, już.
Ojciec: Daj mi rękę.
Mężczyzna pomaga mu wstać i okrywa go ręcznikiem.
Ojciec: Całe życie zajmuję się słowami, może nie ma ich tyle, ile mi się wydawało. Może swoje już roztrwoniłem. Zobaczymy.
Mężczyzna: Jesteś pewien?
Ojciec: No już, pomóż mi.
Mężczyzna: Rozciąłeś czoło, może –
Ojciec: My starcy cały czas coś sobie rozcinamy, szybko się psujemy, mamy krótki termin ważności.
Mężczyzna: Czekaj. Tu masz kapcie, powoli… Chcesz, żebym –
Ojciec: Tak, chcę.
Mężczyzna stawia mu pod nogi kapcie. Ojciec robi kilka chwiejnych kroków i siada przy stole. Głęboko wzdycha, jest mu ciężko.
Ojciec: To co teraz robimy, skoro się już tak pierwszorzędnie odświeżyłem?
Mężczyzna śmieje się, a po chwili śmieje się też Ojciec.
Po chwili.
Ojciec: Wiesz, kiedy się nie ma wyboru. Wtedy i z tego da się wyżyć. Mnie jest łatwiej, bo jestem stary i nigdy nie byłem zbyt dobry.
Mężczyzna: Daj spokój.
Ojciec: Tak.
Po chwili.
Ojciec: A co on teraz robi?
Mężczyzna: Kto, tato?
Ojciec: Ten twój pies.
Mężczyzna: Jest w domu, pewnie śpi. Jest grzeczny, kiedy mnie nie ma, śpi.
Ojciec: Tak, śpi… A bardzo linieje?
Mężczyzna: Tylko trochę. Tato, zrobić ci kawy?
Ojciec kręci głową.
Po chwili.
Ojciec: Może mógłbym się przyzwyczaić do tego psa… Wiesz.
Mężczyzna: Co masz na myśli?
Ojciec: Może byście tu zamieszkali. Ona, ty i ten pies. Ładna z niej kobieta. Powiem jej to, kiedy przyjdzie znowu na obiad. Czy ona lubi twojego psa?
Mężczyzna: Tato –
Ojciec: Mówisz, że lubi.
Mężczyzna kiwa głową.
Po chwili.
Ojciec: Daj mi już spokój.
Mężczyzna: Rozumiem.
Po chwili.
Ojciec (wskazuje stolik): Co to za książka tam leży.
Mężczyzna: Gdzie, tato?
Ojciec: Na stoliku przy drzwiach.
Mężczyzna: W tym bałaganie zauważyłeś akurat tę książkę.
Ojciec: Bo wiem, że nie jest moja.
Mężczyzna i Kobieta rozmawiają przez komórkę. On stoi pod ścianą na tarasie, ona jest w swoim mieszkaniu.
Mężczyzna: Tata dziękuje… Za książkę.
Kobieta: A, no tak.
Po chwili.
Kobieta: A gdzie on teraz jest?
Mężczyzna: Już godzinę mu gratulują, istne przedstawienie.
Kobieta: Nieźle, a ty.
Mężczyzna: Wyszedłem na zewnątrz… Dalej pada.
Kobieta: Tak.
Po chwili.
Mężczyzna: Czy ja ci może w czymś –
Kobieta: Nie. W czym?
Mężczyzna: Może coś robiłaś.
Kobieta: Nie, naprawdę. Nie przeszkadzasz.
Mężczyzna: Jeżeli jednak –
Kobieta: Nic nie robiłam, tylko… Już… Zaczekaj chwilę.
Po chwili.
Kobieta: Halo… Jesteś jeszcze?
Mężczyzna: Tak... Co się stało?
Kobieta: Nic, a co się miało stać.
Mężczyzna: Wszystko gra?
Kobieta: Robiłam herbatę, no i –
Mężczyzna: Niepotrzebnie zadzwoniłem.
Kobieta: Mówiłam ci, ten dzień to –
Mężczyzna (z nią): Masakra.
Kobieta: Tak.
Mężczyzna: Pięknie dziś wyglądasz.
Kobieta: Słucham?
Mężczyzna: Dlatego wyglądasz inaczej, już ci to –
Kobieta: Przestań –
Mężczyzna: Nie, nie –
Kobieta (przerywa mu): Jestem w ciąży. Z tym moim pilotem. Wyobraź sobie.
Po chwili.
Kobieta: Jesteś jeszcze?
Mężczyzna: Czemu mi nic nie…
Kobieta: Co.
Mężczyzna: Nie powiedziałaś, dzisiaj?
Kobieta: A ty naprawdę myślisz, że to twoja sprawa?
Po chwili.
Kobieta: Przepraszam, nie chciałam tak –
Mężczyzna: Masz rację, to nie moja sprawa.
Kobieta: Po co zadzwoniłeś?
Mężczyzna: Nie wiem, tata ma plaster na czole.
Kobieta: Tak?
Mężczyzna: Tak.
Kobieta: Co się stało?
Mężczyzna: Upadł w wannie, kiedy brał prysznic.
Kobieta: Wszystko z nim w porządku?
Mężczyzna: Myślę, że tak. Hegel eksplodował w salonie.
Kobieta: Hegel, aha.
Mężczyzna: Fichte i Schelling widocznie byli zajęci.
Kobieta się śmieje.
Mężczyzna: Chce, żebym się do niego przeprowadził.
Kobieta: I co mu powiedziałeś?
Mężczyzna: Nie wiem, nic.
Kobieta: Czekaj, on nie wie?
Mężczyzna: O czym.
Kobieta: Nie możesz mu tego zrobić.
Mężczyzna: Wiem. Powiem mu, jak to wszystko się skończy.
Kobieta: Dobrze. Bo musisz.
Mężczyzna: Wiem.
Kobieta: Na pewno?
Mężczyzna: Tak. Ale nie mogę wcześniej. Kiedy to się skończy, wtedy.
Mężczyzna: A to wydarzyło się wtedy na klatce schodowej, w tym najgłupszym miejscu do wyjawiania wielkich prawd. Jego Ojciec nie mówił nic, w rękach ściskał nagrodę przyznaną za talent do nadawania sensu tak wielu słowom, tymczasem od czoła odkleił mu się plaster, pod którym widniał czerwony ślad po ranie. Obydwaj byli mokrzy od deszczu, ulicą przejeżdżały tramwaje, a jego Ojciec usiadł na stopniu, mniej więcej w połowie drogi do swojego mieszkania. Płytki oddech Ojca przypominał szelest płaszcza przeciwdeszczowego, muszek uwięzionych w pajęczynie, nic więcej. A Mężczyzna usiadł obok niego i siedzieli tak jakiś czas bez słowa. Ojciec i syn, obydwaj mokrzy, obydwaj na schodach, obydwaj w środku nocy z nagrodą, dziwną metalową rośliną, która wyrosła z betonu bez tej boskiej wody kapiącej z nieba, bez żadnego pytania, tak po prostu.
Ojciec: Ty i ja, jeszcze nigdy.
Mężczyzna: Nieważne.
Ojciec: Jak nieważne. My nigdy.
Mężczyzna kręci głową.
Mężczyzna: Nigdy.
Po chwili.
Ojciec: Dlaczego?
Mężczyzna: Życie traci wartość, jeśli da się je opowiedzieć.
Ojciec patrzy na niego. Po chwili.
Mężczyzna: Posłuchaj. Mama wiedziała. O tej kobiecie, o Annie… Od początku.
Po chwili.
Ojciec: Wiedziała. Ty też.
Mężczyzna kiwa głową.
Mężczyzna: Co.
Ojciec: Powinienem już dawno zjeść ten list.
Mężczyzna: Wtedy jeszcze nie byłeś stary, a tylko starcy zjadają swoje listy.
Ojciec się uśmiecha.
Mężczyzna wyciąga z kieszeni chusteczkę, podaje ją Ojcu.
Mężczyzna: Jeszcze ci trochę leci krew.
Ojciec patrzy na niego, bierze chusteczkę i przykłada ją do czoła.
Ojciec: A mnie nie było ani tu, ani tam.
Mężczyzna delikatnie wzrusza ramionami.
Ojciec: Nie było mnie ani tu, ani tam.
Ojciec daje mu kartkę, Mężczyzna ją bierze.
Ojciec: Daj to tej swojej dziewczynie.
Mężczyzna: Tato, już od dawna nie jesteśmy razem.
Ojciec: Tak… Wszystko jedno.
Wręcza mu kartkę.
Mężczyzna: Co to.
Ojciec: Przetłumaczyłem to dla niej, to z tej jej książki.
Mężczyzna: Dobrze, dam jej.
Mężczyzna rozkłada kartkę i czyta, co jest na niej napisane. Później wkłada kartkę do kurtki.
Ojciec: Możesz przeczytać?
Mężczyzna: Mogę.
Ojciec: Napisałem ołówkiem, dlatego pytam –
Mężczyzna: Mogę, tato… Idziemy już na górę?
Po chwili.
Mężczyzna: Co jest?
Ojciec: Wiesz, kiedyś ludzie myśleli, że księżyc to lustro. I to lustro doskonałe, bo jego kratery to odbicie naszej rzeźby terenu. Gór i mórz, miast, ulic, ludzi. Tego, co robimy i tego, czym jesteśmy. Tak właśnie myśleli, a ja przez całe życie patrzę w to lustro. I myślę tylko o tym, co mnie ominęło. O tym, co mogło potoczyć się inaczej, a jednak się nie potoczyło. O kobiecie, która mnie nie chciała i o kobiecie, którą przez całe życie obwiniałem za to, że przy mnie została. No już, może to właśnie musiałem powiedzieć.
Mężczyzna: Mama nigdy tego tak nie –
Ojciec (przerywa mu): Myślisz, że nie wiem, że cię rozczarowałem? Że tego nie widzę?
Mężczyzna: Nie obwiniam cię, tato.
Ojciec: Tylko co.
Mężczyzna: Tylko… Boję się. O ciebie. O siebie. Boję się, a nie mogę ci tego powiedzieć.
Ojciec: Właśnie powiedziałeś.
Mężczyzna: Powiedziałem.
Po chwili.
Ojciec: Boisz się.
Mężczyzna kiwa głową.
Ojciec: Dziś wieczorem wszyscy mówili, jak to mi się syn udał, udanego ma pan syna, udał się panu syn. I wtedy powiedziałem im, że udać to się może ciasto, a nie człowiek.
Po chwili.
Ojciec: Jesteś moim synem.
Po chwili.
Ojciec: Boli cię?
Mężczyzna: Co takiego.
Ojciec: To, wszystko. Ta choroba.
Mężczyzna: Trochę, tak. Czasami.
Ojciec: A teraz?
Mężczyzna wzrusza ramionami.
Wtedy Ojciec bierze go za rękę, stoją tak.
Kobieta stoi pod parasolem przy bramie kamienicy, w której mieszka Mężczyzna. On podchodzi. Ona się do niego uśmiecha, On staje pod jej parasolem.
Kobieta: Jesteś mokry, zupełnie.
Mężczyzna: To był długi dzień… A to w pewnym momencie nie miało już sensu.
Kobieta: Parasol? No coś ty. Schowaj się.
Mężczyzna staje bliżej Kobiety.
Mężczyzna: Cieknie ze mnie.
Kobieta: Tak.
Mężczyzna: A ty, co tu robisz?
Kobieta: No wiesz.
Mężczyzna: Śledzisz mnie?
Kobieta uśmiecha się.
Kobieta: Tak naprawdę to przeglądam się w wystawie. Jedna osoba, a jednak dwie.
Po chwili.
Kobieta: Wiesz, co mi ten mój powiedział? Najpierw będziemy żyć, a potem filozofować. I co? Sama nie wiem. To mi nie brzmi za mądrze.
Mężczyzna: Nie.
Kobieta: Nie.
Mężczyzna: Faktycznie, naprawdę nie.
Kobieta: A idź w pizdu z taką logiką.
Śmieją się.
Mężczyzna: Wejdziesz?
Po chwili.
Mężczyzna wyciąga kawałek kartki i wręcza go Kobiecie.
Mężczyzna: Tata chciał, żebym ci to dał, kiedy cię zobaczę.
Kobieta bierze kartkę i czyta.
Mężczyzna: Napisał ołówkiem, dasz radę przeczytać?
Kobieta: Tak.
Po chwili.
Kobieta: Piękne.
Mężczyzna: Przetłumaczył to dla ciebie. Po tym jak –
Kobieta: Czyli warto było, co?
Mężczyzna: Na to wygląda.
Kobieta: Wpadnę do niego na dniach.
Po chwili.
Kobieta: A co z nim zrobisz.
Mężczyzna: Nie wiem. On chce zostać w domu, nie wiem.
Kobieta: Jesteś zmęczony.
Mężczyzna wzrusza ramionami.
Kobieta: Wyglądasz na zmęczonego. Ja też jestem zmęczona.
Mężczyzna: Nie musiałaś –
Kobieta: A właśnie, że musiałam. Bo mi smutno.
Mężczyzna: Nie smuć się, proszę cię.
Kobieta: Ale tak jest… Żebym cię przynajmniej wciąż tak kochała.
Mężczyzna uśmiecha się smutno.
Mężczyzna: Dlatego tu jesteś?
Kobieta kręci głową.
Kobieta: Przyszłam wyprowadzić twojego psa. Dlatego tu jestem.
Po chwili.
Kobieta: Oczywiście, jeśli wciąż tego chcesz.
Mężczyzna kiwa głową.
Kobieta: Tak?
Mężczyzna: Tak.
Kobieta: Wiesz co, myślę, że wszystko może się jeszcze ułożyć, to chciałam ci –
Po chwili.
Kobieta: Trzeba w coś wierzyć, czemu więc nie wierzyć w to? Że wszystko będzie w porządku? Rozumiesz.
Mężczyzna: Też tak myślę.
Kobieta: Naprawdę?
Mężczyzna obejmuję ramieniem Kobietę. Kobieta przytula się do niego. I przez chwilę oboje wyglądają tak, jakby przenieśli się z innej epoki. Ale tylko przez chwilę.
KONIEC
Przekład z języka chorwackiego:
Gabriela Abrasowicz
Berenika Nikodemska